Seksmisja- sprawy językowe
Nie od dziś wiadomo, że język polski nie jest dźwięcznym i wdzięcznym w odbiorze. Piosenki (choćby i pełne znakomitej treści i przesłania) nigdy nie będą miały tego „czegoś” co mają utwory po angielsku (to nic, że o niczym) i zawsze będą wydawały się mniej światowe. Oczywiście nie można narzekać. Nie ma w tym może lekkości i melodyjności jak np. w zalotnym francuskim czy prowokującym włoskim, ale zawsze to lepsze niż kołysanka po niemiecku.
Skoro mowa o języku, pozwolę sobie ponownie liznąć temat, który co nieco rozpoczęłam tekstem „O bocianie i kapuście”. W skrócie- nawiązującym do edukacji seksualnej w naszym kraju, której tak naprawdę nie ma, a w zasadzie sprowadza się do podejścia „baba ma obowiązek dać, a chłop ma prawo wziąć”.
Zamiast książek, (bo o podręcznikach nie ma mowy), o erotyzmie, seksualności czerpiemy, z teledysków, reklam, programów- jednym słowem używa się ich do sprzedawania czegokolwiek. A o samym seksie nie umiemy nawet rozmawiać.
Sami ze sobą, a co dopiero z dziećmi.
Podstawowa sprawa- nazywanie narządów płciowych. O ile jesteśmy dorośli, mamy swój nazwijmy to- język miłosny, to nikomu nic do tego, jak kto sobie co ponazywał.
W naszym języku polski, zdaje się, że najlepiej wypadają wulgaryzmy jeśli chodzi o sedno rzeczy. Niestety.
Niedawno Patitv poruszyła na swoim profilu temat, w którym zapytała jak rodzice nazywają części ciała swoich dzieci. Wachlarz odpowiedzi, skojarzeń tyle, ale mało które nazywające wprost. Przy okazji odpowiedzi- usprawiedliwnia: to tylko tak na razie.
Niby dlaczego „na razie”?
Cytując Pati: „czemu jako rodzice nie siadamy i nie rozmawiamy. Zamiast tego: ok to jest ręka, ale będziemy go uczyć, że to grabki górne. A na brzuch będziemy mówić beczka.”
To nie jest prosty temat i wiem, że wielu z nas przełknie ślinę gdy usłyszy z ust dziecka „niewygodne” pytania dotyczące seksu.
Pamiętajcie- dopóki dzieci nie pytają, niema co poruszać tematu. Z czasem i tak zaczną się tym interesować.
Odpowiadajcie na tym poziomie,
na jakim jest dziecko.
Jeśli dzieci zobaczą, że już na samą wzmiankę dotyczącą tematu się czerwienimy i wahamy, damy im odczuć, że to coś nienormalnego, coś czego trzeba się wstydzić.
Może na początek ( aby samemu oswoić się z tematem) warto zajrzeć do książek, odszukać fachowych nazw ( bo wśród szeregu rozmaitych określeń ciężko znaleźć te właściwe.)
Z nastolatkiem rozmawiajmy już jak z dorosłym, ma prawo wiedzieć.
I bez względu na wszystko, pamiętajmy że dzieciom i tym młodszym i tym starszym należy się szacunek! A tak często o tym zapominamy, zbywając ich lub ignorując ich ciekawość świata.
Może i język polski nie jest przesadnie romantyczny i melodyjny, ale na tyle bogaty w słowa by w prostymi wyrazami wytłumaczyć ważne rzeczy. Słowa naprawdę mają moc.
Używajmy tych dobrych jak najczęściej. I to w każdym języku świata.
Powiązane posty
O mnie

M A G D A L E N A W R Ó B E L
1987
Wolałabym umieć śpiewać,
ale pisanie wychodzi mi lepiej.
Łączę dobre z lepszym.
Mam to, na co się odważyłam.
Nie żałuję.
Jest dobrze.