Wśród pól, lasów i łąk zielonych, szeroko, (oj!) szeroko rozłożonych, gdzie panieńskim rumieńcem dziewczę pała. Bo zawsze pała.
Wzgórki i pagórki podziwiał Staszek i szczyty zdobywał. Z mapą podróżował, co go nieraz w pole wyprowadziła, choć z punktu A do punktu G też się zdarzyło.
Z naturą obcować lubił. Z wzajemnością go ta przyroda musnęła. To kleszczem, to osą, ale wiadomo, że nikt nie bzyknie tak ja komar. W trawie zawsze coś piszczy. A w tych wypalanych to nawet szumi.
Lubi Staszek babie lato, babie góry i babie dogodzić. Ale mijał takie, co piechotą do lata szły, bo te zaszły.
Pokosztował truskawek, borówek, a malinki to nawet przywiózł. Najsmaczniejsze owoce morza to przecież.
Skarpetki w końcu mógł wywietrzyć gdy sandały założył, to i nogi odetchnęły.
Głębokie wody dmuchanym jednorożcem zdobywał, na plaży parawanem się obwarował, a i fosę zrobił.
Lato wszędzie!
Prezentował się Staszek godnie! Cały rok na sześciopak pracował, to go teraz kupić w każdych delikatesach mógł bez problemu i kiedy chciał. Nic tak nie orzeźwia jak browary, chyba że seks on dy bicz. Ale to już wyższa półka. To by musiał na palcach stanąć, co by dosięgnąć.
Kremów z filtrem używał i wszystkim poleca, bo moda modą, ale zdrowie zdrowiem.
Opalił się na kolor czekolady z rodzynkami. Dziewczyny podobno lubią brąz. Ale wszystkie teraz na dietach, to czekolady nie tkną.
I co mu z tej całej opalenizny? Dupa blada.
Powiązane posty
O mnie
M A G D A L E N A W R Ó B E L
1987
Wolałabym umieć śpiewać,
ale pisanie wychodzi mi lepiej.
Łączę dobre z lepszym.
Mam to, na co się odważyłam.
Nie żałuję.
Jest dobrze.