Urwał się Staszek z choinki. Ale najpierw z roboty. Bo time is money, a on ani jednego ani drugiego za wiele nie ma.
Popędził jak szalony po prezenty, bo nie kupił ich we wrześniu, jak sobie obiecywał w zeszłym grudniu.
Nie załapał się nawet na Black Friday. I w sam jest teraz w czarnej dupie i tyle z tego black.
Co dom- to tradycja. U jednych na choince bańki, u innych bombki. Albo Aniołek albo Gwiazdor, a on jak se czegoś sam nie kupi, to nie ma.
Zawczasu jedynie menu świąteczne przygotowane i 12 potraw jak się patrzy:
- Gruszki z puszki
- Żabie nóżki
- Pasztetów pięć
- W oleju śledź
- Owoce morza
- Kawa zbożowa
- Karp tradycyjny
- Opłatek wigilijny
- Ogórek kiszony
- Kotlet smażony
- Chleba kromeczka
- Może wódeczka
Ale postanowił, że ostatni raz te święta sam spędza. Że już się woli ożenić niż kota kupić. No nie zniży się do bycia kawalerem z kotem. No tak nisko nie upadnie, oj nie.
Święta to magia a on w cuda wierzy. I w gadające zwierzęta o północy, Rudolfa z czerwonym nosem i zawsze zatankowane ciężarówki coca-coli.
Zadzwoni nawet do ciotki Mery. Mery Christmas. I pozazdrości, że jej się w tej Ameryce sen amerykański spełnia.
Bo w Polsce dnie co prawda jaśniejsze, ale ciemnota coraz większa i jak ma taki sen śnić, to już woli w niego zapaść…
Powiązane posty
O mnie

M A G D A L E N A W R Ó B E L
1987
Wolałabym umieć śpiewać,
ale pisanie wychodzi mi lepiej.
Łączę dobre z lepszym.
Mam to, na co się odważyłam.
Nie żałuję.
Jest dobrze.
„nie zniży się do bycia kawalerem z kotem”
???