Był taki 1 festiwal, na którym straciłam…

…wszelką wątpliwość, że z czym sobie nie poradzę. Znalazłam się w odpowiednim miejscu i czasie z odpowiednimi ludźmi. Hat trick. I to kilka lat pod rząd. Nie tylko czuję się szczęściarą. Jestem nią.

Zbliżające się lato to szczególny czas, kiedy wszystko co związane z  TAURON LIFE FESTIVAL OŚWIĘCIM wraca jakoś tak bardziej. Uczestniczyłam w tym kilka lat. Zaczynałam tam jako wolontariuszka w 2013 roku (do dziś mam jeszcze żółtą koszulkę z czerwonym logo LFO). A potem etapami z roku na rok, chęciami i zaangażowaniem sama zostałam koordynatorem wolontariuszy i poczułam, że to właśnie jest ten moment: all in!
A właściwie: All access!

Za każdym razem, przez cały rok czekałam na te kilka czerwcowych dni. Ci, którzy pracują w takich przedsięwzięciach na co dzień mają pewnie tego „po kokardy”, ale dla mnie było to coś co zapewniało siłę na długi, długi czas. I dało wspomnienia, których nikt mi nie odbierze.

Nie jestem w stanie pisać o tym podając jedynie fakty, bo tego nie da się oddzielić od emocji. Tym bardziej jeśli ma to związek z muzyką, a ona zawsze niesie za sobą silny, emocjolnalny ładunek. To dlatego też, po dziś dzień kiedy słyszę w radiu piosenki światowych artystów- a widziałam ich na żywo- zawsze uśmiecham się na samą myśl, że przecież byłam tak blisko.

Myślami szczególnie wracam do moich wolontariuszy. Byli wspaniali! Każdemu życzę takiej ekipy, bo zawsze mogłam na nich liczyć i nigdy mnie nie zawiedli. To fantastyczni ludzie pełni pasji i czasem jakiś nadludzkich sił. Ale chyba wszyscy to czuliśmy przez te dni, kiedy trwał festiwal. Energię, która unosiła się nad ul. Legionów, to „coś”, co było bardziej gorące niż temperatura na zewnątrz. Entuzjazm, który przekładał się nad zmęczenie. Ale kto by spał, gdy tyle się działo!

Nie zapomnę biało czerwonej flagi na koncercie Scorpions. Pamiętam kiedy Elton John wjeżdżał limuzyną do bramy na backstage, a my staliśmy zaledwie kilka metrów obok. Do dziś widzę tłum wbiegający na stadion przed koncertem Queen i te tabuny ty kurzu, które uniosły się w zaledwie kilka sekund. Koncert się jeszcze nie zaczął, a to już była (dosłownie!) zadyma.

Energetyczny koncert Shaggiego zapamiętam dokładnie, bo to wtedy Matylda zaczęła kopać po raz pierwszy. 😉 Podczas tamtej edycji byłam z nią w ciąży. Szczęśliwie mogłam pozwolić sobie na pracę.

/zdjęcia: http://mateuszmoskala.pl//

Każda edycja to niezapomniany, intensywny i kreatywny czas. Przyniósł mi lekcje pokory i wytrwałości.
Anegdoty opowiadam do dziś, ludzi zapamiętam na zawsze . Było pięknie !

Ten wpis dedukuję tym, którzy byli nieodłącznym elementem całego przedsięwzięcia, ale przede wszystkim moich wspomnień :

Justyna, Zazi, Darek, Krzysiek, Marek, Adam, Artur, Tomek, Witek, Konrad, Mateusz, Klaudia, Gustaw, Robert, Basia,  Łukasz, Stefan, Magda, Maciek, Aga, Kasia, Daria, Karol, Marcin, Jurek, Wiola.

I moi najlepsi wolontariusze niemalże od samego początku: Magda&Tomek, Natalia, Igor, Adrian, Hubert, Konrad, Marta, Wojtek, Gabrysia, Asia& Patrycjusz, Maciek, Damian, Michał, Marysia, Martyna, Kasia i wielu, wielu innych.

A także wszyscy, których poznałam i miałam okazję pracować podczas tych kilku edycji.

Ten wpis to zaledwie muśnięcie tematu; tyle się działo, o tylu rzeczach chciałabym jeszcze opowiedzieć… jak zatęsknię to znowu o tym napiszę!

A dziś podsumowanie tego tekstu spróbuję zawrzeć w 3 słowach: 

LIFE ♥ PEACE ♥ MUSIC.  

Więcej o festiwalu przeczytacie tutaj: http://lifefestival.pl/pl/o-festiwalu

0 0 votes
Article Rating
Udostępnij